środa, 31 grudnia 2008

Koniec roku, początek roku... na ile takie granice są istotne? Szampan, fajerwerki i co dalej? Jak to się dzieje, że co roku ulegamy iluzji, że to początek czegoś nowego? To przecież tylko umowna granica... ale może po prostu potrzebne są nam jakieś cezury, punkty, w których zatrzymamy się, zastanowimy, znajdziemy chwilę na bilans i plany...Jaki był ten rok, który za chwilę się kończy? Nie będę analizować jaki był dla „miasta i świata”, dla mnie był naprawdę dobry, a przede wszystkim zaskakujący. Kiedy się zaczynał nie mogłam przewidzieć jak będzie się kończył a tym bardziej co się zdarzy między początkiem a końcem. Niezależnie od tego jakie te zdarzenia były, niczego nie żałuję... Każde z nich czegoś mnie nauczyło. I wiem, że nie jestem w stanie przewidzieć tego, co przyniesie kolejny rok. Oby jak najmniej złego... A czy będzie to rok zmian? Nie wiem. Zobaczymy... za rok, o tej samej porze...

sobota, 27 grudnia 2008

Bardzo mało jest śpiewających aniołów,
Bardzo mało jest szczekających psów,
Tysiąc skrzypiec mieści się w jednej dłoni

Ale płacz jest olbrzymim aniołem,
Płacz jest olbrzymimi skrzypcami
Łzy tamują głos wiatru
I nic już nie słychać prócz płaczu.

/lorca/

niedziela, 21 grudnia 2008

Może warto wrócić jeszcze do konkursu Praska Przystań Słowa. To jedyny konkurs w którym regularnie (już od 8 lat) jestem „po drugiej stronie barykady” i oceniam innych. Czy mam do tego prawo? Moim zdaniem, tak. Bynajmniej nie dlatego, że sama piszę, ale z racji ukończonych studiów polonistycznych i wielu już lat szeroko pojętego „zajmowania się” literaturą. Głównie czytania, zarówno poezji jak i tekstów o poezji. Czy jestem obiektywnym jurorem? Pewnie nie, ale czy obiektywizm w odbiorze i ocenie literatury jest w ogóle możliwy? Ale staram się wykonać swoją pracę jak najlepiej. Anglicy mają bardzo ładny zwrot „do my best”... A i tak zawsze pozostają wątpliwości. Czasem, gdy minie trochę czasu i ze Zdzisławem Brudnickim zabieramy się do redagowania almanachu, do którego trafiają m.in. utwory konkursowe zastanawiamy się dlaczego właściwie ten czy ów utwór dostał wyróżnienie. Na szczęście nie zdarzyło się do tej pory, żebyśmy mieli wątpliwości co do słuszności przyznanych nagród. Może tylko czasem żal, że można przyznać ich tak niewiele. Mam satysfakcję, gdy widzę, że laureaci, którym miałam przyjemność dawać nagrody odnoszą kolejne sukcesy, zaznaczają coraz trwalej swoją obecność w literaturze. Czy mogę nie mieć satysfakcji, gdy myślę, że w moim pierwszym jurorowaniu oddałam głos na pierwszą nagrodę dla Radka Wiśniewskiego z Brzegu? Że mogłam w tym roku dać moją własną nagrodę Robertowi Miniakowi (o Robercie i jego tomiku na pewno napiszę więcej)? Nazwisk mogłabym przywołać naprawdę sporo. A praca jurora to dla kogoś, kto sam pisze doświadczenie niezwykłe. Spotkanie z różnymi poetykami, spojrzeniami, stylami. No i z pozostałymi jurorami. Ze Zbigniewem Irzykiem, Romanem Śliwonikiem, w tym roku po raz pierwszy z Leszkiem Żulińskim. To doświadczenia, których nie dadzą żadne uniwersytety...
W tegorocznym konkursie wygrali Magda Orlińska (poezja) i Wieńczysław Polaczek (proza), wśród laureatów jeszcze Jurek Fryckowski, Iza Kawczyńska, wspomniany już Robert Miniak, Krystyna Czarnecka, Aneta Borewicz i inni. Może zabrzmi to jak triuzm, ale poziom był naprawdę bardzo wysoki. Dość powiedzieć, że dla takich tuzów jak Marcin Orliński, Michał Murowaniecki , Piotrek Gajda czy Czesław Markiewicz zostały tylko wyróżnienia drukiem... Ale za to jaki almanach zapowiada się na przyszły rok :)
No i jeszcze jedna satysfakcja – wszyscy laureaci głównych nagród i część wyróżnionych przyjechała na uroczyste podsumowanie konkursu. A ja miałam jeszcze tę przyjemność, że mogłam razem z Joanną Pucis czytać wybór konkursowych wierszy z towarzyszeniem muzyki znakomitego skrzypka i kompozytora Tadeusza Melona.
I jeszcze trochę zdjęć z imprezy, autorstwa Jana Siwmira:
http://picasaweb.google.pl/dorotaryst/PraskaPrzystaSOwa2008?feat=directlink

środa, 17 grudnia 2008

BLIZNA

kiedy mówię mam bliznę po cesarskim cięciu
widzisz mój brzuch i dziecko
słyszysz jego płacz i pytasz
chłopiec czy dziewczynka

dziewczynka
- to ja -
a bliznę mam za uchem

zbyt szybkim cięciem skalpela
bardziej niż krzykiem mojej matki
ktoś mnie urodził
czterdzieści trzy lata temu wyjrzałam zza zaułku mojego słuchu

mam bliznę
po rybim braku oddechu
martwym bezruchu i sinej skórze

może to nie ma większego znaczenia
a może to tak jakbym miała drugi pępek
i podwójnie nie była aniołem

/d.ryst/

wtorek, 16 grudnia 2008

Poeci i poetki

mówili:
nie kochaj poetki

będziesz szukał
w jej wierszach mężczyzn
przeszłych i teraźniejszych

będziesz zdradzał ją
w erotykach których
sama czytać nie zechce

będziesz pragnął jej
ciepłego milczenia
bardziej niż słów
rozdawanych wszystkim

ostrzegali - miłość i poezja
tak mało mają wspólnego
w praktyce

mieli rację –

już jestem zazdrosny
o każdą kartkę papieru

nie mam praw
autorskich do żadnego
uczucia

/m.k. manasterski/

poniedziałek, 17 listopada 2008

Pomiędzy żądzą
A spazmem rozkoszy
Pomiędzy możnością
A istnieniem
Pomiędzy istotą
A jej zstąpieniem
Kładzie się cień

/t.s.eliot/

poniedziałek, 10 listopada 2008

takie nic

nic
między nami
niedostrzegalne
/może przez ułamki chwil, pod światło/
coraz mocniejsze
coraz ciaśniej splecione
mikrowłókna pamięci i przeczucia
drobiny słów jak okruchy światła
i niezmywalne tatuaże dotyku

grozi nierozerwalność
/d.ryst/

sobota, 1 listopada 2008

od końca


czy koniec może być początkiem? myślała że potrafi
zapominać równie dobrze jak zapamiętywać. ale pamięć
bolała. a niepamięci nie było. modliła się do różnych
gwiazd. głóg. piołun. i jeszcze ta ostatnia

zaranna. która ją usypiała, kiedy odszedł na gwizd
pociągu. miał nigdy nie wrócić. bo czy koniec może być
początkiem. punkty dojścia i wyjścia. wektory
i współrzędne. nie wiedziała jak smakuje

tempranillo. ale pamiętała smak
jego skóry i oddechu. i ciągle nie wiedziała
jak nazwać niepokój pod skórą. końcem
czy może początkiem.
/d.ryst/

poniedziałek, 13 października 2008

Po Warszawskiej Jesieni Poezji – refleksje niewesołe...

Może zabrzmi to dziwnie, ale na Warszawskiej Jesieni Poezji byłam pierwszy raz (przynajmniej na częściach „głównych”, odbywających się w Domu Literatury) i nie wiem, czy nie ostatni. To, co zobaczyłam, wprawiło mnie najpierw w lekkie zdumienie, a potem pojawił się niesmak. Na piątek, na godzinę 11 była zapowiedziana promocja almanachu i dyskusja o kondycji polskiej poezji współczesnej. Gdy zbliżałam się do Placu Zamkowego kilka minut po tej godzinie, w naiwności swojej, myślałam, że będę spóźniona. Na sali siedziało kilka osób, ktoś snuł się po korytarzach. Po mniej więcej pół godzinie ktoś ogłosił, że niestety antologia nie dojechała i na razie czekamy... Koło 12 informacja, że antologii nadal nie ma i chyba nie ma sensu rozmawiać o poezji. Cóż było robić, wróciłam do domu. Oczywiście, to się może zdarzyć, na pewne rzeczy nie mamy wpływu. A dlaczego tak mało ludzi? No, nie każdy jest takim szczęściarzem jak ja, żeby znaleźć czas koło południa w piątek, pomyślałam, w sobotę będzie lepiej.
W sobotę miały być dwa turnieje jednego wiersza, najpierw o 16 dla „młodych”, potem dla „pełnoprawnych” uczestników WJP. Uznałam, że warto zobaczyć oba. Chwilę przed 16 – znów prawie pusta sala, ktoś się snuje, nie ma jednego z jurorów. Tylko dzięki determinacji obecnej jurorskiej trójki turniej zaczął się już o 16.20. Wystartowało 13 osób... Dla porównania, ostatnio w Łomiankach, pomimo dość niefortunnego terminu (ostatni weekend wakacji) było 35 uczestników. Obraz młodej poezji? Chyba raczej niewydolności organizacyjnej. I oby tylko tego. A czwarty juror? Po prostu nie przyszedł...
Następny punkt programu miał się zacząć o 18. Miał. Po niemal godzinie oczekiwania na Bardzo Ważna Osobę, bez której rzecz zacząć się nie mogła, poszłam sobie. I nawet nie jestem przesadnie ciekawa co się działo. Jaki to miało sens? Nie wiem. Owszem, spotkałam kilka osób, które chciałam spotkać, ale i kilka których wolałabym nie widzieć. Ciekawe, że te, drugie to typy „osaczające”, od których trudno się uwolnić. Ćwiczenia z asertywności? Tym razem średnio udane.
A Warszawska Jesień Poezji? Coś by trzeba było z tym zrobić. Ciekawe czy to możliwe...

poniedziałek, 18 sierpnia 2008

Na odjezdne

Żadne wiersze tu nie pomogą,
alkohol ani łzy:
pójdziemy inną drogą
ja i ty.

Ale wiersz się sączy i sączy,
jak krew,
kazirodczo w sercu się łączy
tkliwość i gniew,

ale alkohol płynie:
strumyczek krwi.
Ja już wiem, co mnie nie ominie.
Drwij.

Ale łzy, prawdziwe łzy, rzewne,
płyną i gdzież ich kres?
Powiesz na pewno:
"Szkoda łez".

Odjedziesz, zapomnisz, lekkomyślna, czarowna,
i tyle.
Powiedz, czy jest jakiś sens
w łaskawości twych rzęs,
żem był jak pochodnia
przez chwilę?

/w. broniewski/

wtorek, 10 czerwca 2008

... i gdybym chociaż ciebie nie lubił,
gdybym naprawdę szczerze ciebie klął...
życie pisane na wodzie pianą,
życie jak wielki sztorm...
/j.sikorski/

wtorek, 20 maja 2008

jest maj

ciągle nie wiem jak to się stało.
jakich słów użyliśmy
które były tymi
co zaprószyły światło.

a może to tliło się już dawno
pod suchą ściółką skóry. torfowiska płoną latami
umierają od tego owady jaszczurki i trawy.
a my ciągle jeszcze liczymy oddechy
kurczowo zaciskamy słowa
uczymy palce alfabetu braille`a.

jest maj. jak przełożyć słowa na dotyk
przestrzeń na czułość
milczenie na smak i zapach.

jest maj. proszę boga już tylko
o jedno. żebyś jak najdłużej nie napisał ostatniego wiersza.
wszyscy przechodnie szepczą mi do ucha
że bóg nie istnieje.
/d.ryst/

niedziela, 27 kwietnia 2008

OB(Ł)OK

przez
bukowy
gotyk

przez
niebieskie łąki
powietrza

idę

moje oczy
błękitnieją
w moich włosach
zasypiają anioły

przechodzę
obok
nie zostawiam
śladów

/przy twoim domu
nie zadrży
nawet
powietrze/

moja
biała sukienka
już pachnie
deszczem

/d.ryst/

wtorek, 22 kwietnia 2008

jest
coraz doskonalsza
coraz szczelniej wypełnia
zaułki mojego ciała

kiedyś wystarczała jej
skóra
kilka mięśni
prążkowanych i gładkich

teraz
jest we mnie całej
w każdej komórce

nawet mitochondria
są jej pełne
chociaż jeszcze
ciągle zachodzą w nich
procesy utleniania i fosforylacji

któraś noc
bez ciebie
udoskonali
moją tęsknotę
aż do ostatniego
grama cytoplazmy
/d. ryst/

wtorek, 15 kwietnia 2008

JUŻ WIEM


powinnam była wiedzieć od początku
przecież nie ukrywałeś
zresztą zdradzało cię wszystko
profil
inicjały
ślady po czerpaniu z siebie czerwonego atramentu
i przysłany pocztą kolejny tom
aneksu do cyrografu

a ja
jestem zbyt realna
zbyt jasna
zbyt prawdziwa
moje ciało ma smak i zapach

więc
pomimo że
biją dzwony
kiedy składasz we mnie jak depozyt
krople przetrwania
swoją szansę na nieśmiertelność
wiem
że wybierzesz małgorzatę

może dlatego
że ona nie istnieje

/d. ryst/

piątek, 4 kwietnia 2008

... nie jest tak, że postanawiasz stracić rozum,
możesz tylko przyznać, że to już się stało...
/z piosenki martyny jakubowicz/

czwartek, 27 marca 2008

AUTOTOMIA

Natura
tak hojna dla jaszczurki
nie dała nam
praktycznej umiejętności
odgryzania ogona

Nie umiemy pozbyć się pamięci
ani wstydu
ani tęsknoty

Teraźniejszość ofiarowuje
dobrodziejstwo zmęczenia
zmęczenie oddala myśli
A przeszłość i tak rozrasta się w nas
niewidocznie
kiełkuje i owocuje
Pielęgnujemy ją sami o tym nie wiedząc
kiedy sen przynosi fałszywą niepamięć

/j.pucis/

sobota, 22 marca 2008

... kochać too znaczy dotknąć, zobaczyć,
a ciebie nie ma, nie ma...
/w.broniewski/
ZAKLĘCIE

Przez wysokie wrota,
Przez moczary, błota,
Drogą nie chodzoną,
Łąką nie koszoną,
Przez nocne kordony,
Wielkanocne dzwony,
Nie wzywany,
Nie mnie sądzony –
Na wieczerzę do mnie przyjdź!

/a. achmatowa/

poniedziałek, 17 marca 2008

Był wieczór siódmy, a on wyszedł popatrzeć na gwiazdy.
Lato, a przecież ziąb w powietrzu, ostry, i był ciekaw,
czy gęsi na jeziorze czują go i niecierpliwią się,
i czy dlatego, późnym popołudniem, zebrały się
u ujścia zatoki i fruwały nerwowo tam i z powrotem,
tam i z powrotem, co i raz beztrosko zmieniając kierunek lotu.
Był środek lata, a on myślał o jesieni,
pod smukłą cienistą sosną, i o gęsiach nad głową w zimne ranki,
i płynących wysoko chmurach. Obserwował gwiazdy w zimnej ciemności.
Były tak daleko, i uznał, widząc jak migocą,
że mimo dzielącej go od gwiazd przestrzeni,
wiąże ich to uczucie jak przelotne tango.
/ROBERT HASS/

środa, 12 marca 2008

z tęsknoty pisze się wiersze
z bolesnej
drążącej śpiewny owoc ciała
patrząc na samotne palce
mogę wysnuć pięć poematów
dotykając moich napiętych ust
szepczę
i słowa - rozkołysane rytmem wielkiej wody
plotą się w wiersze
mokre
bardzo słono biegną poprzez twarz
/h.poświatowska/

wtorek, 11 marca 2008

Podróżą każda miłość jest
Za dużo każda miłość chce...

/j.kofta/
Kiedy „dużo” przeradza się w „za dużo”? I czy można, kochając, nie chcieć wciąż więcej i więcej? Problem chyba tkwi w tym, że rzadko, zbyt rzadko dwie „strony” uczucia chcą równie dużo... A może czasem nie odważają się dużo chcieć? Tylko, że chcąc tylko trochę z czasem musimy nauczyć się kochać tylko trochę, bo inaczej ból staje się nie do wytrzymania. Czy można kochać tyko trochę?
A może trzeba tylko cieszyć się, że dana nam jest taka podróż?
Najpiękniejszą rzeczą, jaką pamiętam z książki „Śniadanie u Tiffany’ego” jest wizytówka głównej bohaterki: „Holly Golightly – w podróży”
A więc – szczęśliwej podróży, wszystkim :)

poniedziałek, 10 marca 2008

OSTRÓW. POWIDOK.


jest
jak na obrazie flamandów
draperia nieba
przepych kamienic
kuranty ratusza
/nawet pies w lewym dolnym rogu
zatrzymany w kadrze/

łagodne światło
poranka
podkreśla misterność
chwili
zamienionej w obraz

i tylko nas już nie ma
my już odeszliśmy
do naszych codzienności
jedyny ślad po nas
niewielka rysa
pośrodku widoku
powoli się zabliźnia

/d.ryst/

piątek, 7 marca 2008

LAS CONVERSACIONES

A ja ciągle jeszcze
prowadzę z tobą długie rozmowy
Po napiętych strunach powietrza
ode mnie do ciebie
biegną słowa
dobrane na miarę myśli
i na miarę pragnienia
Mówię moim językiem
Mówię twoim językiem
Mówię o rzeczach nieważnych
Mówię o drogach którymi moglibyśmy chodzić
Mówię o kawie której zapomniałeś dopić
Mówię o moim czasie
który ci dałam na kilka chwil
czerwieni
Mówię
Najczęściej jest wieczór
ulicą biegnie pies
Najczęściej jest cisza
- nie przeszkadza
Milczy
/j.pucis/

środa, 5 marca 2008

BLISS – trzy płyty, których ostatnio słucham niemal non-stop. Jeśli nic wam nie mówi nazwa tego zespołu, to nic dziwnego. Nie gra tego chyba żadne polskie radio (radia to w ogóle osobny temat – w większości tzw. „play listy” są ubogie jak słownictwo ćwierć-inteligenta).
Wracając do BLISS – zaczęło się od kawałka „Wish you were here”, który moja przyjaciółka wyciągnęła z jakiejś składanki. Utwór, który wracał do mnie przez wiele miesięcy, nie dawał spokoju. Potem dane mi było wysłuchać płyty „Quiet letters”. Tylko raz... W czasie i miejscu, które pewnie zostaną we mnie na zawsze, niezależnie od tego, co później...
Znalazłam w internetowym sklepie trzy płyty i od miesiąca odkrywam coraz nowsze klimaty, dźwięki, ostatnio również słowa.
Już wiem, że BLISS to zespół złożony z dwóch Duńczyków, Szwedki oraz Gwinejczyka. Wielonarodowy, wielokulturowy skład stworzył muzykę przesyconą emocjami. Za większość nagrań odpowiada Steffen Aaskoven, bo to jego nazwisko widnieje przy większości utworów. Znakomitych utworów. Doskonale zagranych, a jeszcze lepiej zaśpiewanych. Czy bowiem śpiewa Tchando, czy jest to Alexandra Hamnede, czy też zaproszona do współpracy … Sophie Barker, brzmi to równie rewelacyjnie. Co to za muzyka? Czerpiąca garściami z współczesnego, wielkiego świata muzyki.
Może właśnie wielokulturowość powoduje, że ta muzyka jest tak bogata. A może to jeden z tym przypadków, którego nie da się opisać prostym schematem 2+2=4, tutaj wychodzi sporo więcej... Może to jeden z takich wypadków, kiedy spotykają się ludzie, którzy łącząc swoje talenty tworzą coś, co znacznie wykracza ponad to, co mogli osiągnąć osobno (pierwszym przykładem, jaki mi się nasuwa są chociażby Przybora i Wasowski).
BLISS – to słowo oznacza rozkosz, ale ta muzyka to tak naprawdę jedno z najdoskonalszych wyrażeń tęsknoty w dźwiękach, jakie znam...

poniedziałek, 3 marca 2008

ŚLADY

jutro
przejdziesz
po moich śladach
nie wiedząc nawet
dlaczego
pieką cię podeszwy

ile
tam i wtedy
zostało
pod skórą
pod językiem

może
zostałam
skazana
wyrokiem
hipokampu
na tu
na teraz
na ciasne ramypowietrza

/d.ryst/

czwartek, 28 lutego 2008

OSTATNI RAZ

Dziś ostatni raz płakałam przez ciebie.
Czuję, gdzie niknie słona strużka
i zaczyna krem nivea,
i dalsza mapa twarzy,
która niewiele ma z tobą wspólnego.
Szpetnieję.
Coraz głośniej pytam, dlaczego z nimi,
coraz ciszej krzyczę,
czemu nie ze mną.
Może nawet wrócę pod latarnię,
gdzie było, jak wiemy, najciemniej,
niech minie ta gorączka,
od której płonę
jak cygański las
w środku – pusty.
/a. osiecka/

poniedziałek, 25 lutego 2008

Życie nas mija i patrzy ze śmiechem,
Jak nad zagadka stoimy bezradnie,
Jak złotą piłką bawimy się grzechem,
Czas przeklinając, co sny nasze kradnie.

/witkacy/
... i już po 23 Urodzinach Teatru Witkacego...

środa, 20 lutego 2008

Zachęta, wystawa Sasnala
Znakomita wystawa, dobrze, że tym razem dotarłam. Ten rodzaj malarstwa wyjątkowo mi odpowiada. Przy wejściu oczywiście wisiał elaborat jakiegoś szalenie mądrego pana krytyka sztuki, ale, uczciwie przyznaję, umarłam z nudów i przerażenia przy drugim zdaniu... I nie wiem, co bardzo mądra krytyka o tym sądzi i jak szufladkuje tę twórczość. Dla mnie to „realizm pozorny”. Bo niby wszystko jest tak jak w rzeczywistości (przynajmniej na części obrazów), bez trudu można rozpoznać „co artysta miał na myśli”, ale nie do końca. Jest jakieś przesunięcie, przetworzenie, umowność, niedopowiedzenie. Został we mnie zwłaszcza jeden pejzaż, no i genialny portret perkusisty – tylko czerń i biel... szkoda, że nie umiem tego opowiedzieć... A może gdyby dało się opowiedzieć, to by znaczyło, że to tylko taki sobie obrazek? Może to coś, co stanowi o różnicy między dobrym rzemiosłem a dziełem sztuki jest nienazywalne?
I jeszcze jedno - wystawa zostawiła ogromny niedosyt... mało tego było, dużo za mało...
I ani lilii wodnej, aby się uchwycić
w wielkim jeziorze nieba,
w którym serce tonie...
/m.pawlikowska-jasnorzewska/

poniedziałek, 18 lutego 2008

***
nasze uczucia
to czarne owce
czasami
musimy je zabijać
/j.fryckowski/