wtorek, 20 stycznia 2009


Spotkanie z Kirą Gałczyńską... Kolejne, bodaj trzecie, na którym byłam. I znów ta sama refleksja. Na ile to, czyją jest córką jest jej przekleństwem? Czy miała inne wyjście niż zostać hagiografem swojego ojca? Całe życie w cieniu jego legendy... Na ile to świadomy wybór, spłacanie długu (jak sama o tym mówi), a może tylko wieczna niemożność wyskoczenia z ram, w które wpycha życie.
A może odpowiedź jest prostsza niż myślałam... Patrząc na tę kobietę, na jej spokój i światło i piękno, które z niej bije, widzę człowieka spełnionego. A o to przecież chodzi...
I jeszcze jedno – coraz rzadziej można posłuchać tak pięknej polszczyzny. Tak więc nawet jeżeli komuś obojętny jest Gałczyński warto pójść na spotkanie z jego córką – ciekawą, pięknie opowiadającą kobietą.


czwartek, 15 stycznia 2009

Pieśń Abelone

Ty, której nie mówię, że płacząc leżę nocą
wśród milczenia,
której istnienie mnie upaja kołysząco
do zmęczenia.
Ty, która mi nie mówisz czuwając
dla mnie:
jak my tę całą wspaniałość
moglibyśmy znieść
nie uśmierzając?

----------------------------
Spojrzyj na kochających,
ledwie wyznali z warg drżących,
jak szybko kłamią.

----------------------------
Samotnym mnie czynisz. Ciebie jedną mogę zamienić.
Przez chwilę jesteś o ty, a potem znowu szumienie
albo woń, co owiewa mnie rosnąc.
Ach, tamte wszystkie straciłem w ramionach,
tylko ty wciąż na nowo narodzona:
żem nigdy cię nie zatrzymał, trzymam cię mocno.

/rainer maria rilke... po prostu../

poniedziałek, 12 stycznia 2009

NIEPOTRZEBNE SŁOWO „INTELIGENCJA”


rozumiemy wiadomości
i rozkłady jazdy

w robotniczym autobusie
dobieramy się do Kundery

facetom w dresach
zazdrościmy kobiet

i braku wątpliwości

wstydzimy się zasnąć
z książką pod poduszką

zamiast broni

kawał życia
coraz mniej nas śmieszy

zglebalizowani
popijamy samobójstwo

myśli mamy
jakby więcej

choć bez autoryzacji

/wiersz miłosza kamila manasterskiego z tomiku ‘portfolio’ – kolejnego z ważnych tomików, który ukazał się przy końcu roku 2008 i o którym warto napisać.../

piątek, 9 stycznia 2009

Konkursy poetyckie – grać w to czy nie?

Ostatnio znów toczyłam z kimś dyskusję na ten temat. Wiem, że to pytanie, na które zapewne nigdy nie znajdziemy jednoznacznej odpowiedzi. Zawsze będą ci na „tak” i na „nie”, ale może warto sprawę przemyśleć. Nie ukrywam, że należę do tych, którzy w konkursach startują. Dlaczego? Powodów znalazłoby się kilka. Pierwszym, choć może dla mnie akurat nie najważniejszym, jest swego rodzaju istnienie w świecie literackim., Nie da się ukryć, że życie literackie kulawe jest strasznie, ale żyjemy w takim a nie innym czasie i może nie warto się na ten czas i ten świat obrażać i próbować robić swoje. Za konkursowymi laurami częstokroć idą takie rzeczy jak publikacje w prasie lub almanachach. Oczywiście nie zawsze okazuje się, że są to publikacje istotne, ale może warto zaryzykować. Po drugie – są takie konkursy w których nagrodą jest wydanie tomiku. Brzmi kusząco, nieprawdaż? I bywa. Ale nie zawsze. Bo czasami może się okazać, że wydano nam tomik niechlujnie, ze wstępem który woła o pomstę do nieba i w serii pomiędzy lokalnymi grafomanami. No i oczywiście dostajemy cały nakład i możemy sobie zrobić z nim co chcemy. Bywa i tak.
Kolejnym powodem może być sprawdzanie tekstów, zwłaszcza jeśli zmieniamy poetykę, formę, treść. Ale pamiętajmy o pewnej, nieuniknionej, loteryjności konkursów. Proszę sobie wyobrazić – juror dostaje kilkaset zestawów i musi podjąć decyzję, co jest dobre, a co złe, a z tych dobrych, których często jest naprawdę dużo, wybrać 3 najlepsze. Myślę, że nikt, kto nie próbował, nie jest w stanie poczuć, jakie to trudne. Ja próbowałam... A przecież w jury jest kilka osób i werdykt to wypadkowa gustów, preferencji. Tak, właśnie gustów i preferencji, bo przecież, tak naprawdę, nie istnieją czysto obiektywne kryteria oceny. Może przy selekcji dobry - zły, ale jeśli trzeba wybrać spośród tych dobrych najlepsze... Tak więc jeśli nie wygrywamy może to oznaczać równie dobrze, że piszemy źle, jak i że piszemy dobrze, ale według tego akurat gremium nie najlepiej (nie wiemy przecież jak blisko lub daleko byliśmy poprzeczki). I oczywiście, możemy obrażać się na jurorów, kwestionować ich profesjonalizm, ale możemy też wybierać takie konkursy, w których oceniają ci, których zdanie jest dla nas istotne. Coraz częściej takie informacje są znane już w momencie ogłaszania konkursu. No a przy okazji, to uczy dystansu... Nie pamiętam kto powiedział, że „artysta musi mieć wrażliwość motyla i skórę nosorożca”, ale sporo racji miał.
No i powód ostatni, a dla mnie nie wiem czy nie najważniejszy. Otóż dla mnie konkursy to możliwość spotkania z ludźmi. Ciekawymi, niezwykłymi, takimi, którym się chce. Możliwość dialogu. Z takich spotkań czasami zostaje niewiele, ot, chwila, ulotność, ale zostają i kontakty trwałe, przyjaźnie, coś ważnego...
I jeszcze miejsca – należę do osób, które „nosi”, a czyż może być lepszy powód, żeby pojechać na drugi koniec Polski niż odbiór nagrody? W ten sposób poznałam kilka pięknych kawałków naszego kraju. Kiedyś, pamiętam na jednym z „porządnych” konkursów (czyli takich, na których organizatorzy dbają o laureata – zapewniają nocleg, zwrot kosztów podróży i strawę nie tylko duchową) żartowaliśmy w gronie nagrodzonych, że to najlepsze biuro podróży, takie konkursy :)
Jeszcze jedna myśl – a gdybyśmy uprawiali nie poezję, ale np. kręcili filmy? Wtedy naturalnym byłoby startowanie w festiwalach i przeglądach filmowych. Może równie naturalne jest branie udziału w konkursach literackich?
Reasumując – ja jestem za. Ale z dużym dystansem. Do konkursów i do siebie...

poniedziałek, 5 stycznia 2009

Pamiętaj, synu, najważniejsza rzecz w życiu to się nie przeczekać.
/st.witkiewicz/

niedziela, 4 stycznia 2009

POD LODEM

złe poszło w las. wyrwało z korzeniami
zielone i wystrzępiło jemioły na bukach.
ryby uzbrajały się w ości, a zwierzęta
przysięgały, że nie wydadzą żadnego

słowa. śmiertelnicy chronili niemowlęta
kolendrą i wiankami suszonych grzybów.

co ostrożniejsi klękali przed sianem –
zaklinając by wyszło z butów i zstąpiło
pod obrus.

tylko rzeka biła się cicho w brzeg,
przechodząc nocami na drugą stronę
szklanki.

/wiersz roberta miniaka, z tomu 'czarne wesele', ciągle próbuję napisac coś o tym tomiku i jakoś.../

piątek, 2 stycznia 2009

„Wszystko jest poezją, każdy jest poetą...” myślę, że Stachura rwałby włosy z głowy widząc, jak wygląda świat, w którym wszyscy nagle czują się poetami i zaczynają tworzyć i rozpowszechniać tzw. poezję. Szczególnie poetyccy robią się przed świętami –sms-y, maile, kartki z uroczymi, dowcipnymi lub lirycznymi wierszami zalewają nas niczym tsunami. Staram się nie czytać, a przynajmniej nie zwracać uwagi na te arcydzieła, zwłaszcza jeśli pochodzą od „cywili”, którzy raz do roku czują w sobie zew poetycki. Nie wnikam nawet czy rozpowszechniają dzieła własne czy cudze. Ale kiedy od redakcji portalu roszczącego sobie pretensje do bycia portalem literackim, a nawet - o zgrozo! – „portalem krytycznym” dostaję kartkę z takim oto „wierszem”:
W wigilijną noc,
gdy śniegu napada moc
niech Mikołaj Święty
przyniesie prezenty.
myślę, że czas na krucjatę... ot, tak dla idei. Święta ziemia poezji i tak jest nie do odzyskania, ale może czasami trzeba powiedzieć „to barbarzyństwo”.
A, i jeszcze jedno – sam Stachura przy końcu życia, gdzieś w swoich notatkach napisał „Wszystko jest poezją, nie każdy jest poetą”...