wtorek, 20 stycznia 2009


Spotkanie z Kirą Gałczyńską... Kolejne, bodaj trzecie, na którym byłam. I znów ta sama refleksja. Na ile to, czyją jest córką jest jej przekleństwem? Czy miała inne wyjście niż zostać hagiografem swojego ojca? Całe życie w cieniu jego legendy... Na ile to świadomy wybór, spłacanie długu (jak sama o tym mówi), a może tylko wieczna niemożność wyskoczenia z ram, w które wpycha życie.
A może odpowiedź jest prostsza niż myślałam... Patrząc na tę kobietę, na jej spokój i światło i piękno, które z niej bije, widzę człowieka spełnionego. A o to przecież chodzi...
I jeszcze jedno – coraz rzadziej można posłuchać tak pięknej polszczyzny. Tak więc nawet jeżeli komuś obojętny jest Gałczyński warto pójść na spotkanie z jego córką – ciekawą, pięknie opowiadającą kobietą.


Brak komentarzy: