poniedziałek, 13 października 2008

Po Warszawskiej Jesieni Poezji – refleksje niewesołe...

Może zabrzmi to dziwnie, ale na Warszawskiej Jesieni Poezji byłam pierwszy raz (przynajmniej na częściach „głównych”, odbywających się w Domu Literatury) i nie wiem, czy nie ostatni. To, co zobaczyłam, wprawiło mnie najpierw w lekkie zdumienie, a potem pojawił się niesmak. Na piątek, na godzinę 11 była zapowiedziana promocja almanachu i dyskusja o kondycji polskiej poezji współczesnej. Gdy zbliżałam się do Placu Zamkowego kilka minut po tej godzinie, w naiwności swojej, myślałam, że będę spóźniona. Na sali siedziało kilka osób, ktoś snuł się po korytarzach. Po mniej więcej pół godzinie ktoś ogłosił, że niestety antologia nie dojechała i na razie czekamy... Koło 12 informacja, że antologii nadal nie ma i chyba nie ma sensu rozmawiać o poezji. Cóż było robić, wróciłam do domu. Oczywiście, to się może zdarzyć, na pewne rzeczy nie mamy wpływu. A dlaczego tak mało ludzi? No, nie każdy jest takim szczęściarzem jak ja, żeby znaleźć czas koło południa w piątek, pomyślałam, w sobotę będzie lepiej.
W sobotę miały być dwa turnieje jednego wiersza, najpierw o 16 dla „młodych”, potem dla „pełnoprawnych” uczestników WJP. Uznałam, że warto zobaczyć oba. Chwilę przed 16 – znów prawie pusta sala, ktoś się snuje, nie ma jednego z jurorów. Tylko dzięki determinacji obecnej jurorskiej trójki turniej zaczął się już o 16.20. Wystartowało 13 osób... Dla porównania, ostatnio w Łomiankach, pomimo dość niefortunnego terminu (ostatni weekend wakacji) było 35 uczestników. Obraz młodej poezji? Chyba raczej niewydolności organizacyjnej. I oby tylko tego. A czwarty juror? Po prostu nie przyszedł...
Następny punkt programu miał się zacząć o 18. Miał. Po niemal godzinie oczekiwania na Bardzo Ważna Osobę, bez której rzecz zacząć się nie mogła, poszłam sobie. I nawet nie jestem przesadnie ciekawa co się działo. Jaki to miało sens? Nie wiem. Owszem, spotkałam kilka osób, które chciałam spotkać, ale i kilka których wolałabym nie widzieć. Ciekawe, że te, drugie to typy „osaczające”, od których trudno się uwolnić. Ćwiczenia z asertywności? Tym razem średnio udane.
A Warszawska Jesień Poezji? Coś by trzeba było z tym zrobić. Ciekawe czy to możliwe...