środa, 20 lutego 2008

Zachęta, wystawa Sasnala
Znakomita wystawa, dobrze, że tym razem dotarłam. Ten rodzaj malarstwa wyjątkowo mi odpowiada. Przy wejściu oczywiście wisiał elaborat jakiegoś szalenie mądrego pana krytyka sztuki, ale, uczciwie przyznaję, umarłam z nudów i przerażenia przy drugim zdaniu... I nie wiem, co bardzo mądra krytyka o tym sądzi i jak szufladkuje tę twórczość. Dla mnie to „realizm pozorny”. Bo niby wszystko jest tak jak w rzeczywistości (przynajmniej na części obrazów), bez trudu można rozpoznać „co artysta miał na myśli”, ale nie do końca. Jest jakieś przesunięcie, przetworzenie, umowność, niedopowiedzenie. Został we mnie zwłaszcza jeden pejzaż, no i genialny portret perkusisty – tylko czerń i biel... szkoda, że nie umiem tego opowiedzieć... A może gdyby dało się opowiedzieć, to by znaczyło, że to tylko taki sobie obrazek? Może to coś, co stanowi o różnicy między dobrym rzemiosłem a dziełem sztuki jest nienazywalne?
I jeszcze jedno - wystawa zostawiła ogromny niedosyt... mało tego było, dużo za mało...

1 komentarz:

Eli pisze...

Dopiero trafiłam na Twojego bloga, zatem po niewczasie ten komentarz.
Też byłam na tej wystawie. Obrazy Sasnala przemawiają wywołując bolesne wręcz poruszenie. Można je kontemplować bez końca. Pozdrawiam